To była najboleśniejsza z prawd. Tamtego dnia, kiedy usiadł na poręczy ławki parkowej, powiedział szybko, jak gdyby mimochodem, że ma rodzinę - żonę i dziecko - podsunął mi pod oczy na krótko, na przeciąg jednego spojrzenia, ich fotografie. Nigdy więcej nie wracaliśmy w rozmowach do jego małżeństwa, żadne z nas jednak ani na chwilę nie potrafiło o tym zapomnieć. Nie należał do mnie. Nawet wtedy, kiedy szliśmy razem ścieżką nad rzeką pod ukośnymi promieniami słońca, <page nr=95> wiedziałam, że czeka na niego inna kobieta, że ufnie i z miłością myśli o nim powracającym do zdrowia. Kłamał, oszukiwał ją pisząc listy pełne ciepła i spokoju - to tylko