najpierw do Małpowskich, ale długo nie zabawił, gdyż zwykle doręczał tam pozwy sądowe i listy od komornika. Następnie postawił rower przy werandzie sklepu baptysty, a sam wstąpił w mroczne, pachnące mąką, landrynkami i naftą wnętrze. Długo tam pozostawał i Polek zaczął już tracić nadzieję.<br>- Polek, ty bezwstydny! Dziadzia cały dzień na czczo krowy pilnuje, a ty badziasz się koło domu jak nie przymierzając batrak jaki! - krzyczała bezskutecznie pani Linsrumowa.<br>- Idę, idę! - wołał Polek, stojąc jednak wytrwale przy bramie.<br>Pan Pieślak wyszedł wreszcie ze sklepu, odprowadzany przez gestykulującego żywo baptystę. Siadł już z powrotem na rower, lecz rozmyślił się i okraczając swoją wierną