że część niewierzących żyje godnie, a część wierzących nagannie, lecz o zasadę. Otóż chciałbym powiedzieć - mam nadzieję, że nikogo z tu obecnych nie urażę, z góry jednak i na wszelki wypadek przepraszam - chciałbym tedy powiedzieć, że tak zbudowana alternatywa jest dla mnie nie do przyjęcia.<br> Nie jest dla mnie jasne, na czym miałoby polegać przejście od aktu wiary w istnienie absolutu do wiedzy, że te uczynki są dobre, a te złe. Rozumiem psychologiczną doniosłość, dla wierzącego, uznania, że istnieje gwarancja jego dobrych uczynków, że są dobre, a złych, że są złe. Ale przecież nie chodzi tu o dobre samopoczucie Iksa czy Igreka