macierzankę, rozparzały się i wydawały z siebie Całą mieszaninę woni, wkręcających się w nos. Od tej inhalacji głowa robiła się mętna, myśli traciły kontury. Odechciewało się czytać. Leżałoby się tylko i leżało, leniwie, obojętnie, pomimo. że od morza, które widać stad było, chociaż słabo, szedł chłodzący powiew.<br>Rozciągało się ono na prawo. Poznawałem je nie dlatego, że po tej stronie było bardziej niebiesko, ale dlatego, że się tam coś na całej wielkiej długości srebrzyło. Pod kątem prostym od tego widoku - Rzym, bliżej, bo mniej więcej - jak mi powiedział ksiądz Piolanti - o jakieś dwadzieścia kriometrów. Wyglądał stąd jak gigantyczna rabata, szaro-różowo-liliowa