się, czy pójść z nią. Najpierw miał pomysł, że tylko zostawi jej torbę, a sam pójdzie zwiedzać miasteczko. Potem jednak doszedł do wniosku, że skoro nie wiadomo, czy babcia Jedwabińska w ogóle jest w domu, nie powinien zostawiać Aurelii samej, objuczonej jego bagażem. Stali więc w niskim, bielonym <page nr=45> korytarzyku, wiodącym na przestrzał przez budyneczek, u końca były otwarte drzwi z pomalowanych desek, a w ich obramowaniu lśnił złotem i zielenią, pstrzył się kolorowymi daliami, pachniał nasturcjami ogródek babci. Cicho było - skądś dobiegało nudne gdakanie kur. Zza drzwi babcinego mieszkania dało się słyszeć basowe bicie zegara - była czwarta.<br>- Oddam cię do rąk własnych