mnie, najpierw zbaraniał, a po próbie, na której zagrałam najlepiej jak umiałam, najprawdziwiej i najbardziej wzruszająco, ale ze świńskim ryjkiem na twarzy, zawył z radości. Klaus, długo tego dnia miał czerwone oczy od płaczu, kiedy przychodził przypudrować mi te trzy centymetry czoła, które było widać, ale tego dnia zaprzyjaźniliśmy się na śmierć i życie. Mył, czesał, pocieszał, przynosił kawę, chusteczki nasączone miętą podczas 50( upałów na pustyni. Uczył niemieckiego, nie spuszczał z oka na zdjęciach, mnie, która nie ma zwyczaju spojrzeć do lustra ani razu podczas całego dnia zdjęciowego i nienawidzi poprawiających charakteryzatorów, uważając, że przeszkadzają mi w pracy.<br>Za to wysłuchiwałam godzinnych relacji