tu do załatwienia, i z niespodziewaną u siebie pedanterią w zachowywaniu pozorów pożegnał kolegę.<br>"Poczekamy na następny..." - pomyślał odchodząc w kierunku narożnika, by Zygmunt widział, że dokądś dąży. "Przecież ja naprawdę zachowuję się jak prowokator" - pomyślał w tej chwili, ale nie zwolnił kroku, dopóki tramwaj z odjeżdżającym kolegą nie zniknął na zakręcie. Myśl o tym, że najwyraźniej cierpi na neurasteniczne lęki, upokorzyła go boleśnie. "A może on tak spojrzał, że ja komunizuję, czy co?" - pocieszał się w myślach, zanim olśniło go, że po prostu wszystko mu się przywidziało. Nieswój i zły powrócił na przystanek. Dzień był mroźny. W tramwaju mimo ścisku wszyscy