ale nic nie mówił i nawet płakał tak cichutko, że Jaś nie nazywał tego płaczem, tylko kapaniem łez. Mówił: - O, Lusiowi kapią łzy. <br>Piekarz przyjął chłopców bardzo okazale i z godnością. Kazał raz jeszcze opowiedzieć sobie historię z wdową, a potem w czasie obiadu, kiedy chłopcy z wielkim wzruszeniem i nabożeństwem jedli rosół z makaronem, opowiedział swoją. <br> Jego wdowa chciała się po prostu z nim ożenić ze względu na piekarnię. Przed samą wojną. Codziennie przychodziła i chwaliła, że w sklepie bardzo ładnie, tylko znać brak "kobiecej dłoni", i mówiła, że piekarz bardzo mizernie wygląda, bo: "Panu brak kobiecej opieki. Któż biednemu