panią Roszko, Kazikowie, Edzio, ja i najlepsza z żon po kłótni, że wszyscy o niej zapominają. Rozstaliśmy się w nastrojach minorowych. W sobotę, tydzień później, zadzwonił jednak Roszko z fantastyczną wiadomością.<br>- Znalazłem świeżą krew - ryczał do słuchawki. - On z agencji reklamowej i ona psychoterapeutka. Zapraszam na dziś wieczór.<br>- Wiesz... - powiedziała najlepsza z żon, makijażując się wieczorowo przed wizytą - myślę, że stare przyjaźnie są jak stare drzewa: przestają owocować. Dlatego powinniśmy założyć jakiś nowy sad.<br>Kiedy weszliśmy do Roszków, Nowi siedzieli, wcinając czipsy i opowiadając.<br>- I nagle, jesteśmy wciąż na tym safari, wypada lew. Biegnie prosto na nasz samochód. Rzuca się do okien i