zgodnie z afgańskimi obyczajami powinna zapewniać mu udział we władzach państwa. Święci wojownicy, winni mu wdzięczność choćby za stolicę, którą im podarował, nigdy nie uznali w nim jednak ani brata, ani towarzysza. Poklepywali go po ramieniu, gdy potrzebowali jego wojska, ale przezywali "złodziejem dywanów", "poganiaczem wielbłądów" i "niewiernym psem", kiedy nalegał, by podzielili się z nim władzą. Nigdy nie został zaproszony na żadną z narad, podczas których zapadały najważniejsze decyzje o losach państwa. Nikt i nigdy nie wspomniał jego imienia, gdy dzielono posady ministrów. Massud, jego największy dłużnik, ani razu nie zaprosił go do Kabulu, gdzie zostawił dziesięć tysięcy swoich żołnierzy