Staszek i coś tam jeszcze wołał, że zobaczy, że na urlop przyjedzie, co brzmiało tak samo głupio jak ten śmiech przy życzeniu, by się poszczęściło.<br>Załzawione światła Celulozy i miasta zostały za rufą. Kołysana głębiną łódź płynęła głównym nurtem, którędy statki chodzą, między wyspą a włocławskim brzegiem, i Szczęsny z namotanym końcem szkota w jednej ręce, z drugą na sterze trzymał kurs na tlącą się w mroku daleką iskierkę bakanu, którą - gdy się płynie pod prąd - należy minąć lewą burtą. Oczywiście w dzień można szorować, gdzie się chce, jak Wisła szeroka, widzi się przecież. Ale w nocy nie daj Boże zgubić