kasztanowym sztruksem. Zatrzymał się w nieufnej odległości i patrzy na Hansa, patrzy za Hansem. <br>"Słychać mnie, jak idę. Jak szliśmy do ślubu, Steffi stukała obcasami w kruchcie... Buty ojca też pewnie były głośne, ale inaczej... kiedy szedł tędy, po tych samych płytach. Jeśli to tu". <br>Z pamięci odkleiła mu się naraz fotografia żołnierza Wehrmachtu idącego nim, Hansem, po tym chodniku, pod słońcem dziwnie małym, jak przystało na czas wojennych oszczędności. Teraz krasnoarmiejcy z bronią przez pierś ukosem, o ustach pełnych rozległego śpiewu... "Nieee... to ciągle moje kroki. Idę sobą". <br>Stopnie. Walizka jakby cięższa. <br>Drzwi były uchylone, w sam raz dla popołudniowego