folwarcznym, kluczył wśród najbliższych opłotków, noga za nogą lazł nierówno, utykająco - aż naraz zniknął gdzieś pomiędzy chałupami.<br>Wzmógł się niepokój Kazimierza i począł pętać kroki.<br>Cień podejrzenia zmącił mu myśli - - Wrócę! - zjawiła się chęć na wpół świadoma, związana ściśle z ową szufladką stolika.<br>Przystanął pośrodku drogi, rozdrażniony i niepewny.<br>Lecz naraz, nie wiadomo skąd - jakby spod ziemi wyskoczył - zjawił się przed Kazimierzem wyrostek zdyszany, zgoniony, w rozburzeniu niezmiernym konopiastej głowy.<br>- Pan Szymkiewicz... kazali powiedzieć... - zawołał chrapliwie i zaraz zatchnął się, prędko łykając powie, trze rozdziawioną gębą.<br><page nr=104> - Co powiedzieć?<br>- Że... że... żeby te tam... papiery... schować dobrze! żeby schować, bo mają przyjść