kciuka, skręt wroga, znów kciuk, znów skręt: korkociąg tamtego. Stało się. Kilkanaście sekund temu wróg był człowiekiem żywym, zdrowym i pewnym zwycięstwa. A oto rozbity o ziemię, nie żył. Nawet już zupełnie nie istniał; w niezliczone strzępy rozpadło się jego ciało. W swych nieobliczalnych przeskokach, z najbujniejszej formy życia do nicości, przeżywali lotnicy jakąś demoniczną wielkość, jakąś przerażającą wzniosłość.<br><br>Urbanowicz wspiął się znów w górę i wrócił do koła Messerschmittów. W czasie jego nieobecności zaszły zmiany. W kole, które wciąż się kręciło na tym samym miejscu, dymiło już kilka maszyn, a ponieważ pozostawały nadal w kręgu - lecąc wolniej niż inne maszyny