po sierdzistej zimie było jak dawno zapomniana pieszczota. Chłopcy, którzy mieli po jednej parze walonków, odstawili je na zasłużony odpoczynek i śmigali boso. Latawiec drżał na sznurku wysoko nad barakiem. Dzieciarnia się wyroiła i myszkowała po wszelkich zakamarkach. Okrzyki, śmiech i dosadne przekleństwa towarzyszyły tej młodej czeredzie. Była to banda nicponi, urwisów i złodziejaszków, nie tylko w oczach starowiera, który spoglądał na nich gniewnym wzrokiem. Kląć umieli co najmniej w czterech językach, po rosyjsku, polsku, żydowsku, kazachsku. <foreign>O, jeken basen segejn!</><br>Z nastaniem wiosny w pobliże Nowego Depo ściągnęli Kazachowie, pędząc stado owiec. Rozstawili swoje jurty, sprzedawali kumys. Ich kosmate konie