z zaświatów, mogę go dotknąć, taki jest jak dawniej. <br>Zofia umierała i jeździła do Jerzego, tego, co nic nigdy nie miał, odwiedzała go, kiedy tylko była w stanie wstać z łóżka i niepostrzeżenie, mimo ciągłego tłoku w domu, wymknąć się na przystanek. Dopiero po kilku dniach ustawiała się kolejka pod niczyim pokojem, pukali w szybkę, wołali, w końcu zaglądali przez dziurkę od klucza. Widzieli tylko zaścielone łóżko i równo na straży niczyjości stojące pantofle Zofii.<br><br>Błagam cię, przyjedź do mnie, znowu się zaczęło - mówię prawie szeptem do żółtej słuchawki. Po tamtej stronie długie milczenie, tylko oddech, spokojny, miarowy, oddech uporządkowany, pewnie