Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
głody, rozglądałem się obojętnie dokoła. Na śniegu tu i ówdzie widniały ślady krwi. Ludzie przemykali się pod domanu. Przez plac, gdzie krzyżuje się pięć ulic, przejechał patrol. Przyśpieszyliśmy kroku.

Na Zabałkańskim Prospekcie weszliśmy do studenckiej stołówki, którą ojciec pamiętał jeszcze z czasów swoich studiów w Instytucie Technologicznym. Panowała tu wrzawa nie do opisania.

W trzech niedużych salach unosiły się kłęby dymu z papierosów, na podłodze chlupał topniejący błotnisty śnieg. Ale było ciepło. Przy dobrze napalonym piecu grzała się przemarznięta młodzież. Ci, co już zjedli, wybiegali na miasto, a ich miejsce przy stołach zajmowali inni, przynosząc nowe wiadomości, opowiadając to, co widzieli lub słyszeli
głody, rozglądałem się obojętnie dokoła. Na śniegu tu i ówdzie widniały ślady krwi. Ludzie przemykali się pod domanu. Przez plac, gdzie krzyżuje się pięć ulic, przejechał patrol. Przyśpieszyliśmy kroku.<br><br>Na Zabałkańskim Prospekcie weszliśmy do studenckiej stołówki, którą ojciec pamiętał jeszcze z czasów swoich studiów w Instytucie Technologicznym. Panowała tu wrzawa nie do opisania.<br><br>W trzech niedużych salach unosiły się kłęby dymu z papierosów, na podłodze chlupał topniejący błotnisty śnieg. Ale było ciepło. Przy dobrze napalonym piecu grzała się przemarznięta młodzież. Ci, co już zjedli, wybiegali na miasto, a ich miejsce przy stołach zajmowali inni, przynosząc nowe wiadomości, opowiadając to, co widzieli lub słyszeli
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego