głody, rozglądałem się obojętnie dokoła. Na śniegu tu i ówdzie widniały ślady krwi. Ludzie przemykali się pod domanu. Przez plac, gdzie krzyżuje się pięć ulic, przejechał patrol. Przyśpieszyliśmy kroku.<br><br>Na Zabałkańskim Prospekcie weszliśmy do studenckiej stołówki, którą ojciec pamiętał jeszcze z czasów swoich studiów w Instytucie Technologicznym. Panowała tu wrzawa nie do opisania.<br><br>W trzech niedużych salach unosiły się kłęby dymu z papierosów, na podłodze chlupał topniejący błotnisty śnieg. Ale było ciepło. Przy dobrze napalonym piecu grzała się przemarznięta młodzież. Ci, co już zjedli, wybiegali na miasto, a ich miejsce przy stołach zajmowali inni, przynosząc nowe wiadomości, opowiadając to, co widzieli lub słyszeli