Typ tekstu: Książka
Autor: Marek Soból
Tytuł: Mojry
Rok: 2005
świt sączący się przez żaluzje, zmagający z gasnącą powoli świeczka. Ocknęłyśmy się na podłodze, gdzieś pod stołem, gorące, na chłodnym i twardym parkiecie...
Rano zrobiłam śniadanie, tosty i kawę z mlekiem. Chodziłyśmy nago po mieszkaniu, myłyśmy się razem, śmiałyśmy się cały czas. Pomyślałam, że chyba od dawna żadna z nas nie śmiała się tak dużo.
- Potargałaś mi majtki.
- Dam ci jakieś, ale... ja nie mam takich ładnych.
- Nie szkodzi, dziś pójdę bez...
Wyszła koło południa, po rzeczy do hotelu, a potem prosto do pociągu do Warszawy. No a ja teraz siedzę i piszę. Dobrze, że dziś niedziela i nie mam dyżuru, nie
świt sączący się przez żaluzje, zmagający z gasnącą powoli świeczka. Ocknęłyśmy się na podłodze, gdzieś pod stołem, gorące, na chłodnym i twardym parkiecie...<br>Rano zrobiłam śniadanie, tosty i kawę z mlekiem. Chodziłyśmy nago po mieszkaniu, myłyśmy się razem, śmiałyśmy się cały czas. Pomyślałam, że chyba od dawna żadna z nas nie śmiała się tak dużo.<br>- Potargałaś mi majtki.<br>- Dam ci jakieś, ale... ja nie mam takich ładnych.<br>- Nie szkodzi, dziś pójdę bez...<br>Wyszła koło południa, po rzeczy do hotelu, a potem prosto do pociągu do Warszawy. No a ja teraz siedzę i piszę. Dobrze, że dziś niedziela i nie mam dyżuru, nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego