rzeczywiście, w pantoflach.<br>- Pozwólże, panie Ksawery... - zawołał gospodarz. - Przedstawię ci kuzyna mojego, dzielnego niegdyś napoleończyka!<br>- Pułkawnik Oborski, do usług! - rzekł krótko tamtan podając dłoń panu Ksaweremu. - Od dziesięciu lat <hi rend="spaced">na reformie</>, czyli... jak by to rzec, na łaskawym emeryckim chlebie, psia ich mać kongresowa!<br>- Ale w naszych stronach to chyba niedawno.<br>- Trzy miesiące... tak! - skinął pułkownik głową już nieco siwiejącą. - Dymisję wziąłem, co prawda, w roku... hę, w osiemnastym! Niepodobna było służyć pod tym... psia jego mać, wielkim książęciem!... Niby, Konstantym...<br>Pan Ksawery spojrzał na pułkownika przyjaźnie, jakby z milczącym uznaniem.<br>Za to gospodarz, nierad tematowi, niechętnie machnął prawicą.<br>- Jak Bóg