śnieżny pył, by ugnieść go w kule i obrzucać się nimi wśród głośnych okrzyków i śmiechu,<br>i stojąc przy relingu, u schyłku podróży, która kończyła się tą długą żeglugą po morzu, oceanie i jeszcze jednym i drugim morzu, dodawałem i mnożyłem dni, tygodnie, miesiące, i czy liczyłem tak, czy inaczej, nieodmiennie otrzymywałem - od tamtego czerwca - już blisko pięć lat, które dzieliłem na różne pory: na ten jeden tylko rok - paniński - z moją piękną mamą i moim bratem Renkiem, i jeszcze parę tygodni z moją drugą mamą, Marusią, i kilka miesięcy w nowej rodzinie, z mamą Tosią i trzema siostrami, Marysią, Halszką