w końcu przeciwświetlną kataraktą, a może rzeczywiście zrobiło się tak ciemno, że oko wykol. Tak czy siak - przed Zygmuntem otwarła się czarna gardziel tunelu, na którego końcu dostrzegł białe światło. Nie widział nieznajomego, zniknął dach i deszcz, i chmury północne, zgasła kamienica. Czuł, że znajduje się w korytarzu wąskim i nieprzeniknionym. Zupełnie jak przy śmierci klinicznej. Czytał opowieści o powracających z tamtej strony. Nie wiedział, czy to intuicja, czy przypomnienie opisywanych sytuacji kazało mu podążać ku światłu. Zaczął iść do przodu, po omacku wyciągając ręce. Lecz światło ani na milimetr nie zbliżyło się do niego, a raczej on ani na milimetr