Typ tekstu: Książka
Autor: Bocheński Jacek
Tytuł: Tabu
Rok: 1965
jeszcze większym pośpiechem, myśląc, że to ostatnie kroki i siodełko tuż-tuż. Ale nie. Dochodzimy tam, gdzie miało być siodełko, i nie ma siodełka, zwiódł nas jakby próg, jakby szeroki taras wystający nad wąwozem. Patrzymy, a dopiero wyżej piętrzą się w słońcu skały i między nimi błyszczy siodełko. Diego potoczył nieprzytomnie okiem po tych górach. - Bóg jest - powiedział jeszcze raz, na wpół do mnie, na wpół do siebie. Ja znowu: - A widzisz, Diego, a widzisz?
- Widzę - mówi. - I co - pytam - co mam uczynić? - Widzę - odparł już trochę od rzeczy. - Ale, Diego - powtórzyłam - co ja mam uczynić? - Wróć może do klasztoru - szepnął
jeszcze większym pośpiechem, myśląc, że to ostatnie kroki i siodełko tuż-tuż. Ale nie. Dochodzimy tam, gdzie miało być siodełko, i nie ma siodełka, zwiódł nas &lt;page nr=22&gt; jakby próg, jakby szeroki taras wystający nad wąwozem. Patrzymy, a dopiero wyżej piętrzą się w słońcu skały i między nimi błyszczy siodełko. Diego potoczył nieprzytomnie okiem po tych górach. - Bóg jest - powiedział jeszcze raz, na wpół do mnie, na wpół do siebie. Ja znowu: - A widzisz, Diego, a widzisz?<br>- Widzę - mówi. - I co - pytam - co mam uczynić? - Widzę - odparł już trochę od rzeczy. - Ale, Diego - powtórzyłam - co ja mam uczynić? - Wróć może do klasztoru - szepnął
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego