kawałek rury w spojeniu między ścianą a sufitem, który nazywałem Bozią. Może ciotka wskazała mi drewniany krzyż, a ja spojrzałem odrobinę wyżej, i tak już zostało?<br>Ojciec wracał więc z tej samej krainy, jakby nagle zbudzony; to mogła być też nierówność albo ubytek w tynku, przenosił uśmiech na moją twarz, nieruchomą i skupioną w dramatycznym oczekiwaniu nagłego pogorszenia. <br>Chociaż czy mogło być coś gorszego od wszystkich imion, którymi mnie wówczas obdarzał? <br>Andrzeju - mówił - widzę teraz bardzo wyraźnie, chyba już wyzdrowiałem, czuję się dużo lepiej, moglibyście mnie już stąd zabrać, zaprowadzić do domu, tutaj nami się nie opiekują, nikt nikim się nie