albo lot nad piaszczystą drogą. Przed zaśnięciem, dla sprowadzenia snu, przywołuję pagórek na skraju brzeziny, gdzie przylaszczki i zawilce.<br>Lasy to otwarcie. Mają we mnie ciągi dalsze i dalsze. Nieskończone, bo nie przebyte nigdy. Otaczają mnie przestrzenią, której zawsze za mało, którą później przecież odnajdę w pisaniu, w mojej skrzydlatej nierzeczywistości. Lasy nad Wolbórką i nad Pilicą dadzą mi oddech brzozowych polan i piaszczystych pagórków. Smardzewski las da mi wspomnienie wąwozu, gdzie jest środek wszystkiego. Właśnie tam ogarnął mnie pierwszy zachwyt, że plamy słońca i cienia, że niebo jak wąska ścieżka. I tam wrócę na pewno - kiedy tylko polatywać będę, kędy