główkę Spinozy, skąd tutaj się wziął? To nie było w jego zwyczaju, towarzyszyć im w sypialni.<br>Przypomniał mu się ten ostatni normalny tydzień, jaki spędzili w sierpniu trzydziestego dziewiątego we Wrzosowie. Ostatnia niedziela, popołudnie. Cudowna pogoda, pachniało jabłkami i zieloną wodą. Niebo jak z westchnień pensjonarki, błękitne, idealne i żarliwie niewinne. Z patefonu Andrzej Bogucki, przymilał się i śpiewał A mnie jest szkoda lata. Na parkanie afisz LOPP. On nosił się na biało, jak do tenisa, oryginalne angielskie spodnie, skarpety z granatowym szlaczkiem, koszula z krótkim rękawem, pulower w głęboki serek, miękkie buty z okrągłymi noskami, spacerowo, trochę to drażniące, pozerskie