do domu. Był ciepły wieczór, wszyscy wylegli do ogródków, zasiedli na ławeczkach, a oni szli ulicą, odpowiadając bez ustanku na powitania. Dom przy Głośnej 9 stał cichy, bezpieczny, wyczekujący. Szli wolno, by przedłużyć tę ostatnią chwilę dzieciństwa.<br><br>Następne dni wypełnił warkot wojskowych ciężarówek i sąsiedzkie szepty. Było gorzej i gorzej, niewyobrażalnie wprost źle, gdy pojawiła się więc możliwość repatriacji, wszyscy popędzili do urzędów: rejestrowali się, wystawali całymi dniami na korytarzach, wsuwali, co się należy, w kieszeń, błagali, awanturowali się, przerażeni, że nagle zmienią się przepisy i zapomniani przez Boga i ludzi przepadną w bestialskim imperium na zawsze.<br><br>Dziadek Józef bardzo się