trafi ich szlag. Nic takiego się nie stało. Byli, dranie. W wąskiej uliczce między zimnymi ogródkami, nie dziw, że znowu obrodzą owocami, przy sztachetach czekało trzech cywilów, jeden z tyłu palił papierosa, dwaj rozmawiali półgłosem. Hulały po świecie podmuchy wichru, a mimo to on, jeden na całym pogruchotanym świecie, doświadczał nieznośnej ciszy. I to on musiał podejść do nich, nie miał wyboru. Przemógłszy skurcz w gardle, wymówił: - Tak, udało się, zdaje się, że pojął. Będzie tak, jak zaplanowaliście. <br>Ważniejszy skinął głową, ten drugi opuścił powieki, jakby zamykał się w sobie.<br>- Obiecaliście mi... Co będzie z nią? Dajcie jej spokój, ona wam