Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
zesłabłem, drżą mi łapy. Po prostu brak sił. Ale wleźć trzeba. Jeśli cofnę się na saling, nie dam rady po raz drugi podciągnąć się te trzy metry po gładkim aluminium. Stracę dzień i noc, masę mil, masę godzin. Może z Krystyną...
W górę, w górę i bezsilny zjazd.
Śruby na nowo.
W górę.
Pot i krew.
Wszystkie przekleństwa, jakie znam.
Albo, albo.
Ławeczki, szybko ławeczki.
Cóż za słodycz stać!
Sekundy odpoczynku - wsłuchiwanie, wczuwanie się we wściekłe szarpanie masztu, usiłującego oderwać mnie od siebie. Narowistość konia, siła byka, upór muła. Sprężystość stali. Dobry maszt!
Podciągam bambus z superhakiem. Przekładam jedną linę przez
zesłabłem, drżą mi łapy. Po prostu brak sił. Ale wleźć trzeba. Jeśli cofnę się na saling, nie dam rady po raz drugi podciągnąć się te trzy metry po gładkim aluminium. Stracę dzień i noc, masę mil, masę godzin. Może z Krystyną...<br> W górę, w górę i bezsilny zjazd.<br> Śruby na nowo.<br> W górę.<br> Pot i krew.<br> Wszystkie przekleństwa, jakie znam.<br> Albo, albo.<br> Ławeczki, szybko ławeczki.<br> Cóż za słodycz stać!<br> Sekundy odpoczynku - wsłuchiwanie, wczuwanie się we wściekłe szarpanie masztu, usiłującego oderwać mnie od siebie. Narowistość konia, siła byka, upór muła. Sprężystość stali. Dobry maszt!<br> Podciągam bambus z superhakiem. Przekładam jedną linę przez
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego