I dąb pośpiesznie żegna znakiem krzyża...<br><br>A ja udaję, żem spoczął na rosach,<br>O niczym nie wiem i sny mam dziecięce.<br>Chrabąszcz się w moich zawieruszył włosach,<br>Twarz mi zdrętwiała i ścierpły mi ręce, <br>Bom ich nie zdążył usunąć z pokrzywy. <br>Wróg mój jest chytry, zły i podejrzliwy.<br><br>I z nożem w dłoni w twarz mi się pochyla,<br>Zagląda pilnie i bada i waży...<br>Jedna, w swym locie nieostrożna chwila,<br>Nikły wstrząs powiek, nie ten wyraz twarzy!...<br>W głąb snu się wtulam, aż w oczach mi ciemno,<br>Dech zataiłem. Dąb szumi nade mną...</><br><br><br><div type="poem" sex="m"><tit>KOCHANKOWIE</><br><br>Ledwo dziewczyna przyszła z daleka -<br> Dreszcz go