zaczął liczyć kości pacierzowe. Był już spokojny.<br>Plecy znieruchomiały, choć ich przy liczeniu nie dotykał. Za chwilę straciły napiętość łuku, zmiękły jakby i wyprostowały się z wolna. Usłyszał kaszlnięcie. Chudy obojczyk podskoczył i wrócił na miejsce. Całość majtnęła włosami i z tobołkiem pod pachą, torbą i parasolką w ręce, ruszyła, nucąc fałszywie, w stronę niewidocznej zza krzaków przystani. Fałszowała niemiłosiernie. Jasne, wiedział, że musiało być i to. Takie opalone nic nie mogło zapamiętać żadnej melodii, nawet dziecinnie łatwej piosenki Paula Anki.<br>Krzewy urwały się, jak przecięta nożyczkami zielona widokówka Kuby znad Czarnej Hańczy. Kuba był rok temu na obozie, zakochał się