jabłkiem sad, za sadem pole, za polem łąka, za łąką brzozowy las.<br>I śnić prześnione, przepadłe, minione, przeróżne glorie victis.<br>Tam do diaska!<br>Nic nie przepadło.<br>Nic nie umarło.<br>I oto wiem, jaką mu przynieść pociechę.<br>Bez pochlebstwa i kłamstwa.<br>Godną mężczyzny, którym był, tak jak oni wszyscy.<br>I zacząłem nucić pieśń, która do mnie przyszła z czasów jego młodości, a on usłyszawszy ożywił się, po raz pierwszy, odkąd objąłem go ramieniem, spojrzał na mnie, chmurne oczy rozbłysły, zapaliły się i jął wzniesioną ręką kreślić w powietrzu takt, gdy śpiewałem czysto, lecz spokojnie, nie chcąc, by mi ktokolwiek zawtórował fałszywym głosem