do indiańskiego rezerwatu koło Hot Springs. Tam są rzeczywiście gorące źródła. Biały człowiek, jak zwykle, zostawił indiańskiemu plemieniu jałowy obszar pagórków, gdzie rosną tylko krzaki mesquite. Zdarzyło się jednak, że doktór z okolicznego miasteczka poradził Indianom, jak wykorzystać gorące źródła na ich posiadłości. Wybudowali hotel, urządzili baseny, zasadzili drzewa - śliczna oaza w środku pustyni, praca i zarobek dla całego plemienia.<br> Bend (i ten indiański ośrodek, Kaneetah) to dla mnie także myśl o chwilach szczęścia, których nie doceniamy, bo zawsze w tle czai się jakaś troska. A później przebieramy nanizane na nić złe i dobre chwile przeżyte, próbując jedne od drugich oddzielić