mieszkańców, przestraszył się nie na żarty i speszony oddał bałałajkę. Spozierał spod oka, czy ktoś nie zwrócił na jego popisy uwagi, ale jedni drzemali, inni rżnęli w karty albo warcaby, "szaszki" bardzo ulubione, najbliższy sąsiad cerował z mozołem grubą skarpetkę i zdawało się, że nic prócz tego zajęcia go nie obchodzi. Stiopa obejmował zażywną <orig>mołodycię</>, o szerokiej twarzy i z zabójczym zezem, którą zwał Łarysa. Mężczyźni i kobiety mieszkali w tych barakach wspólnie.<br>- No, Łarysa, teraz ty nam zaśpiewaj, gołąbeczko - powiedział przyciskając ją mocniej.<br>- Naharowałam się przy nosiłkach - odparła ospale. - Sam sobie zaśpiewaj.<br>- No i popatrz, Jurik, jak ciężko żyć z