i opuszczonych, bezradnych i nieszczęśliwych. Od wczesnego ranka do późnego wieczora przebiegała ulice, twarda kobieta o dużych stopach, prostych manierach, łagodnych oczach. Błyskały złote korony w jej uśmiechu. Pogłębiały się zmarszczki na niestarej jeszcze twarzy. Język jej był obrotny, szorstki. Tylko do dzieci mówiła tonem miękkim i łagodnym. Z dorosłymi obchodziła się często niegrzecznie, bo nie odebrała starannego wychowania, czasu miała mało, cel wzniosły, przekonanie, że Boga trzeba mieć w sercu, nie w gębie.<br>Myślała czasem przed zaśnięciem, gdy już odmówiła modlitwy, że oto dopiero teraz, po wielu latach, wypełnia się jej przeznaczenie, ucieleśniają się słowa Boga, wypowiedziane przy mostku nad rzeczką