poczekać, że ci tam, przed nami, będą się musieli i tak zatrzymać niebawem na odpoczynek, a gdy ruszą w dalszą drogę, niepostrzeżenie dołączymy do nich za jakimś zakrętem, że nikt nie domyśli się, że nas nie ma,<br>i wyciągnęła do mnie rękę, poczułem tętniącą wzburzoną krwią jej dłoń na twarzy, oboje podnieśliśmy się z klęczek i zostawiając rowery (nie obawialiśmy się, że na tym pustkowiu może nam je ktoś zabrać), trzymając się za ręce, jak dzieci, podbiegliśmy do kępy niewysokich gęstych krzewów i nie zważając na ostre kolce, wpełzliśmy między nie, i znaleźliśmy spłacheć suchej, pachnącej sianem trawy, położyliśmy się w