Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Ilustrowany
Nr: 39
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1934
konia batogiem. Dłoń wije młyńca w bezwiednej nieustannej chłoście. Nogi bodą ostrogami skrwawione boki wierzchowca. Ostatkiem siły pędzi oszalały z bólu koń, ostatkiem świadomości myśli oszalały z bólu jeździec. Zmieniając codziennie konie pędzi tak już trzeci dzień. To powrót. W tamtą stronę jechał dni sześć. Z prośbą do cesarza o obronę dla swojej rodziny. Przez pamięć owego zdarzenia na morskiem pobrzeżu pod Stylo...
Jakże był szalony, głupi! Stracił prawie dziesięć dni! Dziesięć dni! Miast skorzystać z tego czasu, żeby wywieźć swoich gdzieś w niedostępne góry, czy na morze, sądził, że cesarz coś sprawi... Szloch miesza się z łkaniem, gdy Kalonymos te
konia batogiem. Dłoń wije młyńca w bezwiednej nieustannej chłoście. Nogi bodą ostrogami skrwawione boki wierzchowca. Ostatkiem siły pędzi oszalały z bólu koń, ostatkiem świadomości myśli oszalały z bólu jeździec. Zmieniając codziennie konie pędzi tak już trzeci dzień. To powrót. W tamtą stronę jechał dni sześć. Z prośbą do cesarza o obronę dla swojej rodziny. Przez pamięć owego zdarzenia na morskiem pobrzeżu pod Stylo...<br>Jakże był szalony, głupi! Stracił prawie dziesięć dni! Dziesięć dni! Miast skorzystać z tego czasu, żeby wywieźć swoich gdzieś w niedostępne góry, czy na morze, sądził, że cesarz coś sprawi... Szloch miesza się z łkaniem, gdy Kalonymos te
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego