Ładne mieszkanko, no nie?<br>Tamto w Sopocie było dużo mniejsze, a mieszkałyśmy w nim w piątkę. Taki był hojny, skurwiel jeden. Codziennie miał z nas gruba kasę, ale na wszystko żałował.<br>Na początku oddawałam mu połowę. Tak było przez pierwszych parę dni. Potem odbierał więcej, prawie wszystko. Jak chowałam, to obrywałam po łbie. Jak dostałam od klienta coś ekstra i wzięłam dla siebie, to mnie stłukł, bo się okazało, że to jego znajomek był, na podpuchę. Udało mi się w końcu, uciułałam, żeby mu oddać, ale powiedział, że tego ledwie na odsetki wystarczy, więc dalej mu byłam winna tyle samo. Jadłam