że lada chwila wypuści je z rąk bezpowrotnie w czarną czeluść, i teraz oto trzyma je w rękach, wydobyte na wierzch, nie rozlane, nietknięte.<br>Wydobyty z takim mozołem z tej głębiny człowiek najwyraźniej nie zdawał sobie wcale sprawy z ciężkiej operacji, jakiej był przed chwilą obiektem, i uśmiechnął się szeroko, obsypując Pierre'a w przerwach między uśmiechami, odpryskami urywanych zdań, bolesnymi jak tłuczone szkło.<br>A to dopiero niezwykłe spotkanie! Poznał Pierre'a natychmiast, chociaż to już ładna kopa lat. Jak można nie poznać ziomka i kolegi, z którym spędziło się dzieciństwo? Zmienił się, co prawda, przyzwoicie. Właściwie od dawna słyszał o tym, że