się pełnym głosem, przegnać dzieciarnię i... zreflektował się. Zmalał jakby, ramiona mu obwisły. Wrócił do stołu, zjadł szybko obiad. Nie spostrzegł, że Gawlikowa właśnie podała ulubione ruskie pierogi, że polała je śmietaną. Zapomniał podziękować, zapomniał obrzędowego pocałunku na dłoni teściowej i żony. Kiedy Marta znalazła się z nim w cztery oczy, wybuchnął:<br> - Nie mogę na to patrzeć. Nie wytrzymam. Horda dzikusów niszczy wszystko, łamie, tratuje. To zwykły wandalizm!<br> - Trzeba się uspokoić, opanować. Na niejedno, obawiam się, że gorsze, przyjdzie nam jeszcze patrzeć z boku.<br><br> Potwierdziło się to w zupełności i nadspodziewanie szybko. W ciągu jednej nocy zniknął parkan grodzący podjazd od