niechętnie patrzyła na nich spod ściągniętych, groźnie nastroszonych brwi. Nie odpowiadając na grzeczne: "dzień dobry, obywatelce", postawiła tacę, gdzie chcieli, i mocno trzasnęła drzwiami.<br> Pokój w niczym nie przypominał dawnego salonu. W zadeptanej posadzce trudno doszukać się wzoru misternej mozaiki. Pośrodku jama po wyrwanej klepce, wszędzie piasek, kurz, żwir. Ściany odarte z luster i obrazów bielały pustymi prostokątami. Ani jednego mebla. Pośrodku kulawy stół, właściwie stolik do kart. Zielone sukno częściowo wyrwane, przepalone papierosami. Ułamana noga podparta kołkiem. Przy stoliku wiklinowy fotel, dwa kalekie krzesła z urwanym oparciem. To wszystko. Trudno pomieścić na chybotliwym blacie filiżanki, talerzyki, pieczywo i masło. Paruje