Polek przesuwa świecę. Widzi przed sobą strome schody dębowe, a u ich stóp, na piasku, zielsko zupełnie białe, przypominające stalaktyt.<br>- Wszyscy tu byli! Siedzieli, leżeli, chodzili. A ja znalazłem. Znalazłem! Ogarek drży tak mocno, że w każdej chwili może wypaść z dłoni. Zaschło w gardle. Wargi mają smak opłatka. Chłopiec odczuwa potrzebę jakiegoś gestu uroczystego. Żegna się więc szeroko i powoli zstępuje w dół. Jest tu ciepło, a nawet duszno. Światło wyjmuje z ciemności ściany suche, czerwone zbryzgane wapnem. Zamiast podłogi - piasek. W kącie jakieś narzędzia zardzewiałe, butelka niebieska, dziurawy koszyk. I to już wszystko. Polek rzuca się na ziemię. Zaczyna