drzwi zamknął... Jest dzień - prosiła garnąc się do niego.<br>- Tu nikt nie wejdzie - mamrotał wargami wciśniętymi między jej piersi, choć wcale tego nie był pewny, bo znał głupotę służby, myślał o aucie, które powinien był wprowadzić do garażu, o kluczu, który wystarczy przekręcić, jednak nie miał siły od niej się oderwać, pił ją jak wędrowiec zabłąkany w pustyni, który nareszcie przypadł ustami do źródła.<br>Widział przed sobą jej oczy szeroko otwarte, pełne zachwytu i przyzwalające.<br>Kiedy ukołysani wypoczywali słuchając podwojonego echa piszczałki handlarza zabawek i wrzasku ciągnącej za nim dzieciarni, cisza powracała, w której tylko sprzedawca lodów zawodził swoją piosenkę zachwalając