jakiś list, z którego wynika, że nic nie rozumie, potem kiedyś przyszedł i wtedy aż spociłam się ze zgrozy, że ktoś jeszcze wczoraj tak ukochany, może być dzisiaj tak obcy. Umarł we mnie ostatecznie. Już na nic nie czekam. Dawno powinnam i ja umrzeć. <br>Leżenie w sadzie zaczęło mnie męczyć, odkąd pomyślałam, że ta cisza właściwie wcale nie jest ciszą. Że gdyby wzmocnić, podnieść do jakiejś tam potęgi wszystkie brzęczenia, szelesty, szumy, poszczekiwania, piania, kumkania - hałas byłby gorszy niż w mieście, niż w najbardziej hałaśliwej fabryce. Wystarczy, że tak pomyślałam, a już to się we mnie spotęgowało, jakby podłączono mi do