głowie miał słomiany kapelusz, na nosie okulary przeciwsłoneczne. <br>Wyszli z cienia hangaru, schodząc zarazem ze wzgórza, na jakim on stał; Muchobójca zmrużył oczy. Czerwone słońce, nienaturalnie duże, łypnęło na nich gniewnie z różowego nieba, upstrzonego gęsto czymś, co wyglądało jak fraktalowe kwiaty uplecione ze srebra, a co zapewne stanowiło tutejszy odpowiednik obłoków.<br>Van der Kroege podążył za spojrzeniem Muchobójcy i uśmiechnął się domyślnie.<br>- Ciekawe, prawda? To od takich roślinno-zwierzęcych pasożytów, które, rozmnażając się, podróżują w parze wodnej podniesionej do chmur. Jeszcze efektowniejsze jest o wschodzie równoległym.<br>- Planeta? - spytał Muchobójca i było to pierwsze wypowiedziane przezeń na Morrisonie słowo. Peterowi jego