się z moich z nią "kontaktów" nie zwierzyłem. Byłem jej bratem w niedoli. Nasze ciała spotykały się horyzontalnie, gdy wertykalnie wzlatywały nasze serca ku szczytom piedestałów, na których, nieosiągalne, jaśniały blaskiem nietykalności nasze arystokratyczne idole. Tylko Stefan stronił on takich wzlotów i poprzestawał na przyziemnej satysfakcji. Kiedy Jadzia przestała mnie odwiedzać (a stało się to na czas jakiś przed moim wyjazdem ze Szczors), przyjąłem ten fakt z mieszanymi uczuciami. Ulgi w tej mieszance było nieco więcej, niż tej odrobiny tęsknoty za jej życzliwym, łaskawym ciałem. W trzy lat później, kiedy na Szczorse, ze słonecznego, wrześniowego nieba spadł kataklizm czerwonej inwazji, Jadzia