to "straszną dietą", musiał oczywiście zrujnować sobie żołądek. W rok później zabrano go z morza do szpitala na stół operacyjny: wrzód żołądka.<br> Współczuję mu szczerze jako choremu, ale, do diaska, jeśli to było "straszne odżywianie", co ten człowiek chciał jeść! Jego tygodniowe zapasy starczyłyby nam na cały rejs. Samych "pastylek odżywczych" Carozzo zabrał dwa tysiące. Ręce opadają!<br> Carozzo wciąż choruje. Mam na myśli chorobę morską. No cóż, zdarza się - nie jest to hańba, a może nawet, przynajmniej dla mnie, dowód dzielności, bo jak wspomniałem, gdybym miał chorować na morzu, wyniósłbym się w góry. Czekolada była z naftą. Japońskie grzyby za twarde