Brak mecenasa w ogóle, o specjalnie hojnym już nie mówiąc, sprawiał, iż literatura nie mogła stanowić dla szlachcica śródła dodatkowego zarobku, a tym bardziej utrzymania. Ewentualny druk oznaczał natomiast wydatki (wzrost cen papieru!), a nie zyski, był stratą nie tylko pieniędzy, lecz i czasu, ze względu na stosunkowo rzadką sieć oficyn drukarskich, zwanych wówczas typografiami, przetrzebionych na skutek ruiny wielu miast. W tych warunkach również łatwiej było przepisać dany utwór albo skorzystać z jakiejś silva rerum, pożyczonej od uczynnego sąsiada, niż szukać księgarza, który miałby na zbyciu potrzebny egzemplarz. Jedną z barier dla druku stanowiła do pewnego stopnia ówczesna cenzura: obywatelska