razu wiedziałem, że gotów. Leżał skręcony, głową w dół, w rowie. Stary też to zrozumiał, bo zatrzymał się z daleka i wyciągnął ręce przed siebie, jakby to, co się stało, chciał odepchnąć. "Nie rusz - krzyknął. - Do wozu!'' Od pola biegli chłopi z motykami i drągami, widzieli tylko krowę, starczało, żeby ogarnął ich szał. Zatłukliby nas, gdyby dopadli, rzucali kamieniami, ale myśmy uciekli. Ambasador kazał mi prowadzić. Nawet się nie obejrzał, tylko łykał głośno ślinę. Potem powiedział: "Kriszan, ty prowadziłeś, ja cię obronię, weźmiemy dobrego adwokata. Ja ci zapłacę''. Wtedy bałem się go i zgodziłem się. Potem znowu sapał i coś planował