pewnego dnia podaruje mi to noszone w sobie w tajemnicy przed wszystkimi przezwisko.<br> Jak już rzekłem, nawet sam się tak nie przezywałem, wyjąwszy rzadkie chwile rozmarzenia, chociaż wiedziałem, że to przezwisko pasuje do mnie jak sprężynowy majcher zatknięty ciasno za cholewę.<br> Oczywiście zdarzało mi się, że idąc spać do stodoły, ogarniany coraz bardziej jej słomianym ciepłem i słomianą drzemką, zapadając się po dziurki w nosie w zwiezione w czerwcu siano, nazywałem się cichutko: - Chytry, Chytry, Chytry.<br> - Ale tak cichutko, żeby nie spłoszyć nawet kuny zadomowionej w stodole i polującej u krokwi na ptaki.<br> Wtedy, oswojony z przezwiskiem jak z godnością weselnego