Kiedy jechał leśną drogą,<br>Wpierw widziano jego ogon,<br>Co jak ruda chmura zwisa,<br>A dopiero potem - lisa.<br><br>Już nazajutrz na polanie<br>Zaczął lis urzędowanie.<br>Kazał podać sobie korę,<br>Wziął do garści pióro spore<br>I ustawę za ustawą<br>Jął wydawać z wielką wprawą:<br><br>- Zarządzamy, by zwierzęta<br>Do użytku prezydenta<br>Oddawały, prócz okupu,<br>Czwartą część swojego łupu.<br><br>Żeby każdy ptak od maja<br>Aż do maja wszystkie jaja<br>Niósł dla lisa Witalisa,<br>Który żółtka z nich wysysa.<br>Żeby kury i kurczęta<br>Same szły do prezydenta<br>I prosiły, by na rożnie<br>Raczył upiec je ostrożnie.<br>Nie pamiętam już, niestety,<br>Jakie prawa i dekrety<br>Wydał jeszcze